niedziela, 26 czerwca 2016

PIĘĆ DNI ZE SWASTYKĄ



     Tematyka historyczna, a zwłaszcza wojenna jest moją ulubioną zarówno w literaturze, jak i w filmie. Czytanie najnowszego kryminału Artura Baniewicza sprawiło mi bardzo dużo przyjemności. Nie tylko dlatego, że po prostu książka jest świetna, ale głównie dlatego, że jest ona bardzo zaskakująca. Jesteśmy przyzwyczajeni do wizerunku złych Niemców i bohaterskich, ratujących Żydów z narażeniem życia, Polaków.



     Ten kryminał zdecydowanie łamie wszystkie konwenanse. Były oficer przedwojennej Polski Paweł Bujnicki, wykonuje dla pieniędzy likwidacje konfidentów na zlecenie Armii Krajowej. Kobieta, w której kiedyś był zakochany sprawia, że musi współpracować z niemieckim żandarmem Bruno Lustenbergiem, w sprawie zamachu na nią i innego niemieckiego żandarma, który ginie podczas akcji. Kto stoi za strzelaniną? Dlaczego Irena znalazła się na celowniku?


     
     Podczas wojny ludzie zrobią wszystko żeby przeżyć. Umierają wszystkie ludzkie odruchy, liczy się jedynie przetrwanie wojennego piekła. Jeśli tylko mogą mieć z tego korzyść, wydają Żydów i donoszą na sąsiadów, którzy ich ukrywają. Niemiecki żandarm natomiast pomaga im i przymyka oko na drobne akcje AK.

Paweł zostaje uwikłany w pomoc byłej ukochanej, musi znosić jej romans z Niemcem a na domiar złego ma pod opieką Żydówkę, której omal nie zabił i musi teraz pilnować żeby na niego nie doniosła, ponieważ widziała jak z zimną krwią zabija troje ludzi, chociaż oficjalny wyrok był tylko na jednego.


     Książka jest bardzo intrygująca, jej fabuła wciąga od pierwszej strony. Polecam wszystkim fanom dobrej literatury i cieszę się, że do grona dobrych polskich twórców kryminału możemy dodać Artura Baniewicza.


Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont.




środa, 8 czerwca 2016

KRUCHOŚĆ SKRZYDEŁ



     Od czasu do czasu lubię sobie przeczytać książkę, która nie jest lekka, łatwa i przyjemna. Z okazji zbliżających się egzaminów postanowiłam zająć więc swoje myśli czymś innym, i mój wybór padł na książkę Karen Foxlee „Kruchość skrzydeł”. Zdecydowanie nie była to miłość od pierwszego zdania. Pierwsze pięćdziesiąt stron było naprawdę ciężkie i już rozważałam, czy by się przypadkiem nie poddać, i nie wziąć się za coś lżejszego, a najlepiej za nowy serial, kiedy coś w tej książce mnie przyciągnęło. Nie wiem dokładnie co, ale w pewnym momencie złapałam się na tym, że „no dobra ostatni rozdział na dzisiaj” był kilka rozdziałów temu, a mnie naprawdę zaciekawiła ta historia.


     Historia dziwna i przede wszystkim bardzo smutna. Opowiadana głównie z perspektywy dziesięcioletniej dziewczynki o powolnym rozpadzie jej rodziny. Opowieść zaczyna się od pogrzebu starszej siostry Jenny – Beth, a później raz bardziej, raz mniej chaotycznie dowiadujemy się jak wyglądał jej ostatni rok. Jak  trzynastoletnia (!) dziewczynka wagarowała, upijała się do nieprzytomności, została wyrzucona z dwóch szkół a następnie z dwóch miejsc pracy i jak sypiała z kim popadnie (!), kłamała i uciekała z domu.  Wszystko zaczęło się od tego, że podczas pobytu nad jeziorem nagle straciła przytomność i od tego momentu zaczęła się stopniowo zmieniać. Wszystko co widziała lśniło, a jej babcia stwierdziła, że Beth widziała anioła. Problemy z córką wykończyły psychicznie rodziców, a jej śmierć przybiła ostatni gwóźdź do trumny ich związku. 


     
     Jeśli przymknie się oko na pewne niedociągnięcia w fabule, to książka jest naprawdę dobra. Ale mnie nieco przeszkadzało, że dziesięciolatka mówi językiem profesora Harvardu, a jej porównań nie powstydziłby się sam Homer, natomiast jej siostra zachowuje się jak zbyt dorosła siedemnastolatka, a nie jak dziecinna jeszcze trzynastolatka. Dodatkowo pewien chaos budowy fabuły, raz opowiadanej przez Jenny, raz przez wszechwiedzącego narratora, raz w czasie teraźniejszym, by za chwilę wrócić do tego co działo się rok temu, czasami utrudnia czytanie. Jednakże warto, jeśli szukacie lektury o głębszym dnie. 

Za egzemplarz książki bardzo dziękuję Grupie Wydawniczej Literatura Inspiruje. 


środa, 1 czerwca 2016

KOSMICZNY PORADNIK ŻYCIA NA ZIEMI



     Chris Hadfield w wieku 9 lat nie chciał być strażakiem. Nie chciał być też gwiazdą rocka ani wielkim naukowcem. Chris Hadfield, od kiedy człowiek wylądował na księżycu po raz pierwszy, chciał być astronautą. Obserwowanie pierwszego kosmicznego spaceru było dla niego tak wielkim przeżyciem, że od tego czasu postanowił zmienić swoje myślenie i robić wszystko, by spełnienie marzenia o byciu astronautą stało się możliwe. Lata ciężkiej pracy, wyrzeczeń i trudnych studiów, na których trzeba było być najlepszym, opłaciły się i marzenie Chrisa się spełniło. Został członkiem NASA i po kilku latach dodatkowych szkoleń, po raz pierwszy opuścił ziemię.


     Hadfield opowiada o swojej drodze i pracy z niesamowitą pasją. Czytanie jego książki to nie tylko czysta przyjemność. To także kosmiczna dawka motywacji i inspiracji. Autor pokazuje jak szkolenie na astronautę zmieniło jego sposób myślenia i o ile łatwiej jest mu teraz żyć na Ziemi. Przede wszystkim przekonuje nas, że nasze nastawienie jest najważniejsze. Powinniśmy być zawsze przygotowani na to, że być może pojawi się jedna, jedyna szansa na spełnienie marzenia, wiec powinniśmy ją  wykorzystać, gdy się pojawi. Chris robił wiec wszystko z myślą, że może kiedyś uda mu się zostać astronautą.  Jednakże wbrew logice pokazuje też, że siła negatywnego myślenia może zdziałać więcej dobrego. Jeśli jesteśmy przygotowani na najgorszą opcję, jest łatwiej sobie z nią poradzić, gdy się pojawi. Astronauci mają specjalne symulacje, w których pokazywane są im wszystkie sposoby w jaki mogą zginąć,  a oni muszą wykombinować jak tego uniknąć. Ćwiczone są także sytuacje na wypadek, gdyby astronauta naprawdę zginął. Jak pomoc rodzinie? Co powiedzieć mediom? Co zrobić z ciałem astronauty? Wypuścić w kosmos? Spalić? Wysłać na ziemię żeby spłonęło?


     Książka jest naprawdę inspirująca, a sama postać Chrisa Hadfielda absolutnie mnie zauroczyła. Chcecie zobaczyć jak śpiewa unosząc się w stanie nieważkości? To patrzcie, a potem biegnijcie czytać, bo naprawdę warto.



Za egzemplarz książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.