niedziela, 11 grudnia 2016

LION. DROGA DO DOMU



Jakże bardzo różni się hinduska kultura od zachodnio europejskiej! Wyobrażacie sobie na przykład, żeby pięcioletniemu chłopcu zostawiać pod opieką dwulatkę na cały dzień? I żeby ten sam pięcioletni chłopiec poruszał się samodzielnie po mieście w poszukiwaniu jedzenia? Albo jeździł pociągiem z zaledwie kilka lat starszymi braćmi do innego miasta bez opieki kogoś dorosłego?

Tak właśnie wyglądało życie Saroo zanim w wieku pięciu lat przez przypadek wsiadł w nocy do pociągu który wywiózł go tysiące kilometrów od domu. Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co musiało czuć małe dziecko kiedy obudziło się w zupełnie obcym mieście, gdzie w dodatku nikt nie rozumiał co mówi. Saroo co prawda był przyzwyczajony do tego, że musi troszczyć się o siebie, ponieważ jego matka pracowała całymi dniami, często w oddalonych od rodzinnego domu miastach po tym jak ojciec muzłumanin postanowił wziąć sobie drugą żonę i przestać interesować się starą rodziną. Życie na ulicach Kalkuty znacznie jednak różniło się od tego, które znał chłopiec. Większość ludzi nie interesowała się nim, wręcz nie zauważała, tak samo jak innych bezdomnych dzieci, których w tym mieście nie brakowało. Ci zaś, którzy zwracali na niego uwagę często chcieli wyrządzić mu krzywdę. Cudem udało mu się trafić jednak na takich ludzi, którzy mu pomogli i tym sposobem Saroo trafił najpierw do ośrodka dla młodocianych przestępców a później do międzynarodowego sierocińca specjalizującego się w szybkich adopcjach i to oni właśnie wysłali go do Australii, do rodziny, która z całego serca pragnęła pomóc jakiemuś biednemu, hinduskiemu dziecku.

Dzięki adopcyjnym rodzicom Saroo Brierley poznał życie, jakiego nigdy nie mógłby doświadczyć zostając w Indiach. Przede wszystkim mógł zrealizować swoje marzenie – poszedł do szkoły i ukończył ją. Nowi rodzice otoczyli go troską i miłością dzięki czemu mógł dorastać tak jak powinno każde dziecko. Jednakże świadomość tego, że gdzieś tam jest jego prawdziwa rodzina, która być może martwi się o niego, a być może już dawno temu go pochowała wciąż nie dawała mu spokoju. Postanowił więc zrobić wszystko aby ją odnaleźć a z pomocą przyszła mu technologia XXI wieku: Google Earth. Ponieważ jego historia zaczęła interesować ludzi na całym świecie doszedł do wniosku, że najlepiej będzie jak spisze swoje przygody i tak właśnie powstał „Lion. Droga do domu”. Warto wiedzieć, że w języku hindi „śeru” oznacza właśnie lwa. 


Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, wręcz nie mogłam oderwać się od czytania. Autorem i narratorem jest sam Saroo więc oprócz jego fascynującej historii możemy poznać też emocje jakie mu towarzyszyły w tych ciężkich chwilach. 2 grudnia do kin wszedł film pod tym samym tytułem i czekam z niecierpliwością żeby go obejrzeć i zobaczyć czy wizja reżysera mocno odbiega od prawdziwej historii opisanej w tej niezwykłej książce. Polecam!



Za recenzencki egzemplarz książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.




2 komentarze:

  1. Mam ochotę iść na to do kina... Ale nie lubię chodzić do kina. Rzadko kiedy robię wyjątki. Ostatnio zrobiłam na Niebezpieczne kobiety i polecam, świetna kontynuacja poprzednich dwóch filmów. ;)

    OdpowiedzUsuń