czwartek, 23 lutego 2017

ŚWIAT ANDRZEJA FIDYKA

Dokumenty dobrze zrobione potrafią być naprawdę ciekawe. Właśnie o tym w swojej autobiografii „Świat Andrzeja Fidyka” pisze ten słynny dokumentalista. Chyba każdy słyszał o jego najgłośniejszym filmie „Defilada” nagrywanym w Korei Północnej.  Pokazał tam świat taki, jakim chciałby go widzieć Wielki Wódz. To jawna propaganda i właśnie dlatego jest tak przerażająca. Władze Korei ani komunistycznej Polski nie zorientowały się, że ten film bezlitośnie obnaża prawdę o totalitaryzmie.

Życie autora jest bez wątpienia fascynujące. Fidyk bez ogródek opisuje jak wygląda praca na planie i skąd czerpie inspiracje, co spotykało go w odległych krajach przy kręceniu filmów. Książka podzielona jest na dziewięć rozdziałów, każdy o innym dokumencie. Całość wzbogacają zdjęcia. Dzięki nim możemy zobaczyć rosyjską szkołę striptizu, miejsca, w których kręcony był „Diabeł w Moskwie”, obserwować jak zmieniał się i dorastał Andrzej Fidyk.

Mnie ta książka jednak nie porwała. Nie wiem o co chodzi, nie można powiedzieć, że jest nudna, albo że źle się ją czyta. Jest po prostu nie dla mnie. Myślałam, że przeczytam ją jednym tchem, jednak tak się nie stało. Mam nadzieję, że „Świat Andrzeja Fidyka” spodoba się komuś z Was. 

Za recenzencki egzemplarz książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova




czwartek, 2 lutego 2017

KRÓLESTWO ZA MGŁĄ

Tematyka wojenna, obozowa jest mi bardzo bliska i należy do moich ulubionych w literaturze. Uważam, że mimo iż minęło już ponad 70 lat od wojny, wciąż warto o tym mówić, mieć w pamięci dawne zbrodnie i okazywać wielki szacunek, tym, którym udało się to wojenne piekło przetrwać. Przykładem jednej z takich akcji, wspierającej kombatantów była tegoroczna „Kartka do Powstańca”, w którą zaangażowało się bardzo dużo znanych osób, głównie z obsady „Czasu Honoru”. Chodziło o to, by na poczcie pobrać darmową kartkę, wypełnić ją i wysłać do Powstańców, by pokazać im, że Pamiętamy.


Książka, którą właśnie skończyłam czytać, nie była o Powstaniu, jednakże dalej pozostaje w klimacie II wojny światowej. W moje ręce trafił 400 stronicowy wywiad rzeka Michała Wójcika z Zofią Posmysz – byłą więźniarką Auschwitz – Birkenau. Aresztowano ją w 1942 roku za rzekomy kolportaż ulotek, chociaż w rzeczywistości była niewinna. Po prostu chodziła na tajne komplety razem z ludźmi z kolportażu. Wygarnięto ich wszystkich. W bardzo szczerej rozmowie z Michałem Wójcikiem opowiada jak wyglądała obozowa rzeczywistość z punktu widzenia kobiety, o pracy ponad siły, braku podstawowych warunków higienicznych, wyniszczającym głodzie i przerażeniu, ale też o tym, że nie wszyscy esesmani byli źli. Głównym tematem ich rozmowy są utwory pani Zofii, z których najsłynniejszy „Pasażerka” doczekał się wielokrotnych adaptacji teatralnych, filmowych i operowych.  Zofia Posmysz zasłynęła w literaturze właśnie nieszablonowym opisem obozu. Pokazywała, że wśród zwyrodnialców byli też normalni, zwykli ludzie, którzy po prostu dostali przydział do pracy w Auschwitz. Wójcik konfrontuje jej opisy obozu z rzeczywistością, Docieka co było prawdą a co fikcją literacką. Rozmawiają o osobach, które w życiu pani Zofii odegrały tak ważną rolę, ukształtowały ją i pomogły przetrwać obóz. Bardzo istotna była dla niej wiara i wielokrotnie podkreśla to, że gdyby nie wiara w Boga i nadzieja na to, że uda jej się przeżyć a wojna kiedyś się skończy, nie przetrwałaby w obozie.

„Królestwo za mgłą” to właśnie takie poetyckie określenie obozu wymyślone przez przyjaciółkę autorki - Ptaszkę. Auschwitz było właśnie takim świetnie prosperującym królestwem władanym przez złego króla. Na nim świat się kończył, życie poza drutami było czymś nierealnym. Samo królestwo też czasem przybierało nierealistyczny wygląd, gdy w mroźne dni dym z krematorium osiadał nisko nad ziemią, tworząc mgłę tak gęstą, że nic nie było przez nią widać.


Było to już moje drugie spotkanie z Michałem Wójcikiem i muszę przyznać, że „Królestwo za mgłą” jest znacznie lepsze niż „Ptaki drapieżne” (zobacz), które czytałam w zeszłym roku. Tę książkę po prostu trzeba przeczytać, bo jak mówi sama Zofia Posmysz – nie da się dobrze opisać tego, co działo się w obozie. Nie ma w języku takich słów, by to wyrazić. Większość więźniów nigdy nie wyszła z obozu, towarzyszył im do końca życia. Zofii Posmysz się to udało – głównie dzięki temu, że spisywała swoje przeżycia, pozbywała się trucizny. Do tej pory jednak nie może słuchać Straussa. Mnie też brakuje słów, żeby jakoś opisać moje wrażenia po tej książce. Myślę, że każdy może wyciągnąć z niej nieco inne refleksje. Urzekła mnie też okładka. Na pierwszy rzut oka - zwyczajna. Gdy jednak przyjrzymy się lepiej, pod światło, ukaże się ledwo widoczny numer 7566 - numer wytatuowany Zofii Posmysz w obozie. 



Za recenzencki egzemplarz książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.