czwartek, 11 sierpnia 2016

REKINY WOJNY



     Nie bez powodu mówi się, że pierwszy milion trzeba ukraść. Najlepiej też zawsze zarabia się na wojnie, jeśli tylko jest się odpowiednio przedsiębiorczym. Przekonało się o tym trzech chłopaków z Miami Beach. O co chodzi? Już wyjaśniam. 

Efraim Diveroli był zwykłym, zaczynającym dzień od skręta osiemnastolatkiem. No może takim nie do końca zwykłym. Szukał sposobu jakby tu zarobić szybko i bezboleśnie żeby mieć za co poimprezować. Zaczął więc wyszukiwać na FedBizOpp oferty na dostawę broni dla rządu Stanów Zjednoczonych. Stałego dostępu do broni oczywiście nie miał, nie miał nawet pozwolenia na jej posiadanie. Ale – jak wiadomo -  w internecie da się znaleźć absolutnie wszystko. Efraim szukał więc dostawców broni. Zależało mu tylko na tym, żeby broń była sprawna, bez rdzy i możliwie jak najtańsza. Później sprzedawał ją Pentagonowi. W ten sposób zaczął zarabiać na początek skromne sumki – 20 tys. dolarów tygodniowo (!), by po roku mieć na koncie już kilka milionów. Do „biznesu” wkręcił też swoich kolegów – najpierw Davida Packouza, a gdy dostali największy kontrakt w swoim życiu, także Alexa Podrizkiego. Stali się prawdziwymi „rekinami wojny” Gdyby byli ostrożni i mniej zachłanni pewnie do dzisiaj żyliby sobie dostatnio i w miarę spokojnie. 

     Diveroli zawsze chciał więcej. Gdy więc zobaczył na FedBizOpp przetarg na bezterminowy kontrakt, na dostawę broni dla Afgańskich żołnierzy, na 300 milionów dolarów nie wahał się ani chwili. Szanse, że wygrają z bardziej znaną konkurencją były nikłe, ale po ustawieniu bardzo niskiej marży i wyszukaniu starej, bardzo taniej  broni na Bałkachach i Ukrainie zgłosił swoją firmę i wygrał.


     Co takiego się stało, że zamiast na coraz bardziej ekskluzywnych wakacjach wylądował razem z kolegami w więzieniu? Chcielibyście – nie powiem Wam. Kogo zainteresowała historia rodem z „Wilka z Wall Street” musi tradycyjnie dowiedzieć się sam. 

Sama historia jest niezwykle ciekawa, jednakże ja niezbyt lubię suche sprawozdania, wolę fabularyzowane książki, więc czytało mi się to dość ciężko. Jednak jeśli komuś nie przeszkadza brak dialogów i podobał mu się „Wilk z Wall Street” to „Rekiny wojny” Guya Lawsona z całą pewnością też polubi. Film na podstawie tych wydarzeń niedługo w kinach!


Za recenzencki egzemplarz książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.


 

1 komentarz:

  1. A mnie się bardzo dobrze czytało, chyba dlatego, że autor dość szczegółowo wyjaśnia różne zagadnienia, które się pojawiają. I nie masz wrażenia, że to nie tyle ich chciwość co chyba nagonka dziennikarza i komisarza sprawiły, że skończyli, jak skończyli?
    Zapraszam też do mnie: http://oliksa.blogspot.com/2016/08/rekiny-wojny-ktore-popyney.html

    OdpowiedzUsuń