Każdy, kto uważa, że
kobiety to słaba płeć jest w dużym błędzie. Anna Herbich , autorka „Dziewczyn z
powstania” udowadnia, iż kobiety to niezwykle silne, wytrzymałe i odważne
istoty. W swojej książce przedstawia historie jedenastu zwykłych – niezwykłych dziewczyn.
Łączy je jedno – wszystkie były młodziutkie i musiały sobie jakoś poradzić w
przerażających warunkach piekła powstania.
Mną osobiście
najbardziej wstrząsnęła historia Haliny, która urodziła dziecko godzinę przed
wybuchem powstania a później robiła wszystko co w jej mocy, żeby malutki synek
przeżył. I udało jej się to. Musiała zadbać o siebie i dziecko a jednocześnie
paraliżował ją strach co stało się z mężem. Bardzo zaciekawiła mnie też
opowieść Anny Branickiej, hrabianki, której rodowy dom został zajęty przez
hitlerowców a po wojnie zmieniony na muzeum, w którym jej matka nie mogła
usiąść na własnych meblach.
Kobiety opowiadają po
latach o swoich wojennych, najczęściej utraconych miłościach, konspiracyjnych
ślubach w białych fartuchach sanitariuszek i wojennych doświadczeniach,
chodzeniu po kanałach, głodzie i walce.
Historie tych kobiet są
przerażające i przyprawiają o gęsią skórkę. Najbardziej poruszający jest chyba
beznamiętny ton narracji. Bohaterki opowiadają o swoich przeżyciach bez żadnych
emocji, ot tak jakby relacjonowały jaka pogoda była wczoraj. Myślę, że jest to książka, która nie rozczaruje żadnego fana wojennych historii. Mnie zdecydowanie oczarowała i jestem pewna, że jeszcze kiedyś do niej wrócę, pewnie nawet nie raz.